poniedziałek, 28 marca 2016

Acapulco - tęsknota za latem

   Gdy słońce przygrzewa coraz mocniej wymarznięta i niedoświetlona natychmiast myślę o lecie, nawet jeśli w rzeczywistości zostało do niego jeszcze sporo czasu. Lato, w kontekście urządzania, natychmiast przypomina mi o fakcie, że mój balkon na razie jest w stanie surowym i zanim wypiję na nim poranną kawę albo zaproszę przyjaciół na wino, będzie potrzebował nieco uwagi...
   Szukając czegoś innego, niż zwykłe, nieciekawe meble ogrodowe, natrafiłam na mebel, który od razu mnie zauroczył: fotel acapulco.


   Co wydało mi się w nim wyjątkowe? Poza fantastycznym, eliptycznym kształtem i niezwykłą lekkością konstrukcji, przede wszystkim to, jak zmienny może być jego charakter, w zależności od otoczenia. Jest w nim i coś z retro, i coś z ultranowoczesności. Jaskrawo kolorowy potrafi być wesołym i wakacyjnym akcentem, który od razu przywodzi na myśl słońce, plażę i palmy; w stonowanych odcieniach staje się nieco surowym, "designerskim" (wiem, głupie słowo, sama go nie lubię, ale czasem ciężko znaleźć zamiennik) akcentem nowoczesnego wnętrza. Tak, wnętrza, bo choć pierwotnie powstał z przeznaczeniem do wypoczynku pod gorącym meksykańskim niebem, znalazł sobie nie mniej zaszczytne miejsce w najmodniejszych aranżacjach wnętrz. Sama nie wiem, gdzie prezentuje się lepiej!


   Jak łatwo się domyślić czerpie swą nazwę od miejsca, w którym powstał, czyli Acapulco, a było to już w latch '50. Przez ponad 60 lat nie stracił na uroku. Kto go zaprojektował - nie wiadomo. Legenda głosi, że francuski turysta, któremu na zwykłym fotelu, z zabudowanym oparciem, pociły się plecy... (co nieco o historii tego kultowego mebla znajdziecie np. tu: The Iconic History of the Acapulco Chair).


   Szybko na niego zachorowałam, i nawet cena, plasująca się w granicach 800 - 2500 zł nie okazała się skutecznym lekarstwem. Przeczesywałam internet, licząc na to, że może natrafię na jakąś wersję outletową albo second hand. 
   Najtańsza opcja, jaką udało mi się znaleźć kosztowała 398 zł (sklep fnak.pl). Niby dużo taniej, jednak wciąż za dużo jak na moją definicję "super okazji". A bardzo nie lubię kupować czegoś, co w tej definicji się nie mieści. 
  Intuicja, która podpowiadała cierpliwość, i tym razem nie zawiodła. Szukając czegoś zupełnie innego, całkiem przypadkiem weszłam na stronę zwykłego, poczciwego Jysk, gdzie, w dziale meble ogrodowe, niepozornie i cichutko widnieje sobie taka oto pozycja:


   Fotel nazywa się ubberup i kosztuje 199 zł. Co prawda, o ile online czytamy, że kupić go można jedynie w sklepie stacjonarnym, to w sklepach stacjonarnych (przynajmniej w Gdańsku) nigdzie nie jest wystawiony. Sama obsługa nie bardzo się orientuje, że coś takiego posiada. Ale, na całe szczęście, posiada! Co więcej, w zeszłym tygodniu była promocja (nie wiem czy wciąż trwa) i mogłam stać się szczęśliwym posiadaczem tego fenomenalnego fotela za 155 zł! 
  Więc jeśli Acapulco zauroczyło Was tak jak mnie, ale mimo wszystko uważacie, że 800 zł to, bądź co bądź, trochę dużo jak na druciane krzesło, to jest teraz super okazja by za niewielkie pieniądze dodać wnętrzu oryginalnego, lekkiego i nowoczesnego stylu lub wnieść nieco wakacyjnej atmosfery na swój balkon. Od oryginalnego projektu różni się zasadniczo tym, że ma cztery, zamiast trzech nóg i jest nieco gęściej pleciony, ale mimo to prezentuje się świetnie i jest nadspodziewanie wygodny. 
  Teraz jedynie pozostaje dylemat, gdzie go postawić!





piątek, 18 marca 2016

Urządzanie i blog - od czegoś trzeba zacząć.

To mój pierwszy wpis na tym blogu, więc myślę, że wypada mi zacząć jakimś wstępem. Nie jest to mój pierwszy blog, ale pierwszy, który redaguję nie jako anonimowa osoba z sieci, a jako faktyczna "ja", który jawnie udostępniam moim znajomym i pod którym w pełni się podpisuję. Łączą się z tym pewne obawy: ktoś może pomyśli, że to, co piszę, jest głupie, że wymądrzam się na temat, na który nie posiadam żadnej profesjonalnej wiedzy, że próbuję się przechwalać. Z drugiej jednak strony, zwłaszcza w czasach ogólnego internetowego ekshibicjonizmu, nie widzę powodu, dla którego nie miałabym się dzielić z innymi swoim hobby, swoją amatorską wiedzą, swoimi małymi "dziełami" i "zajawkami" dla czystej przyjemności, a być może również dla przyjemności kilku czytających. 
   Dla mnie wystrój wnętrz to coś, czym mogłabym zajmować się non stop. Uwielbiam zwłaszcza prosty i jasny styl skandynawski, całymi dniami mogłabym śledzić wnętrzarskie trendy. W idealnym świecie pewnie miałabym dom wypełniony kultowymi elementami słynnych duńskich designerów, ale żyję w świecie realnym, dlatego staram się przenosić trendy niskim kosztem i własnym sumptem do swojego mieszkania. Ci, którzy znają mnie dobrze, nie raz komplementowali to, w jaki sposób potrafię urządzić mieszkanie niewielkim kosztem, pytali o rady. Co mnie nieraz dziwiło, to to, że często robili wielkie oczy, gdyż nie mieli pojęcia o pewnych trickach i możliwościach, które dla mnie są banalne i oczywiste, a które dla nich były dotychczas czymś skomplikowanym, drogim i nieosiągalnym. To właśnie skłoniło mnie do pomyślenia o tym, by podzielić się swoimi pomysłami z szerszym gronem.
  Ostatnio udostępniłam na facebooku zdjęcie urządzonego przeze mnie dziecięcego pokoju i ilość polubień oraz komentarzy przełamała moją niepewność. Tak więc na początek opowiem Wam jak urządziłam ten pokój i może pomogę komuś kto zabiera się za podobne wyzwanie :)


     Najpierw zbieram inspiracje. W moim wydaniu inspiracja przeradza się w konkretny plan na zasadzie pewnego rodzaju... statystyki. Otóż, jak we wszystkim w dzisiejszych czasach, pierwszym krokiem jest buszowanie w internecie. Na początek warto zapisywać sobie po prostu wszystko, co nam się podoba. Bez ograniczeń. Nie ważne, że na jednym zdjęciu są różowe tiule i brokat, na drugim surowe ekologiczne drewno. I wyzbyć się realistycznego myślenia typu "takie coś na pewno jest drogie", "czegoś takiego w Polsce nie dostanę", "tak to nie będę umiała zrobić". Im więcej takich inspiracji tym lepiej. A najlepiej, gdy będą ich setki. Poważnie.